Jeszcze w domu zarezerwowaliśmy przez internet wejście do Reichstagu. Z wydrukowanym biletem /darmowy/ na umówioną godzinę pojechaliśmy do Reichstagu. Gmach dostojnego XIX w niemieckiego parlamentu rozpoznajemy po przeszklonej kopule.Jego wnętrze jest jednak zaskakująco nowoczesne – dzięki projektowi znanego brytyjskiego architekta sir Normana Fostera. Chętnych do zwiedzania tego obiektu nie brakuje. Po wjechaniu windą idzie się spiralną kładką na samą górę. Z platformy widokowej widać nie tylko miasto, ale też znajdującą się dokładnie pod kopułą salę plenarną z ogromnym orłem na ścianie.
W sąsiedztwie Reichstagu znajduje się Brama Brandenburska, wizytówka Berlina. Pięcioprzejazdowy łuk triumfalny stanął w „najpiękniejszej na świecie lokalizacji” (tak stwierdził jej projektant, Carl Gotthard Langhans) w 1791 r. Przechodząc przez bramę od strony Reichstagu, wychodzimy na prostokątny Pariser Platz, na którym kłębią się turyści z aparatami, parkują dorożki i velotaxi. W tym miejscu zaczyna się Unter den Linden, najbardziej reprezentacyjna, ocieniona lipami ulica Berlina (Linden znaczy lipa). Przywodzi ona na myśl Pola Elizejskie w Paryżu – rozlokowały się przy niej ekskluzywne sklepy, luksusowe hotele (np. niedawno odbudowany 5-gwiazdkowy Adlon) i siedziby ambasad: Francji, Wielkiej Brytanii, USA i Rosji. Koncząc spacer ,iedzy lipami kierujemy sie do Holocaust-Mahnmal który jest obok. Pomnik Pomordowanych Żydów Europy to monument upamiętniający zagładę Żydów podczas II wojny światowej. Pomnik składa się z 2711 betonowych bloków-steli ustawionych w równoległych szeregach z niewielkim odchyleniem od pionu. Najwyższe bloki mają 4,7 m wysokości. Na obrzeżu pomnika rośnie 41 drzew. Między szeregami bloków znajdują się wybrukowane kostką przejścia o szerokości 95 cm. W podziemniach jest muzeum./troche dziwny ten pomnik/. Idąc na Gendarmenmarkt, bodaj najładniejszy plac Berlina mijamy Opere Komiczną oraz Galerie LaFayet. Na placu wrażenie robią bliźniacze kościoły rozdzielone gmachem sali koncertowej i pomnikiem Fryderyka Schillera.. Siadamy na ławeczce i spożywamy po dużej porcji lodów /upał cały czas/. Idziemy na Bebelplatz. To tu w 1933 spalono tysiące dzieł uznanych przez hitlerowców za niepożądane, autorstwa m.in. Freuda, Manna i Brechta. Dochodzimy do Wyspy Muzeów - to nazwa północnej części wyspy na Szprewie. Katedra Berlińska jedna z największych w Berlinie zatrzymuje nas na troche dłużej.Najważniejsze dla nas Muzeum Pergamonu jest niedaleko ale tak jak się spodziewaliśmy tłumy w kolejce do kasy. Pospacerowaliśmy po wyspie i udaliśmy się na Alexanderplatz który został nazwany na cześć rosyjskiego cara – Aleksandra I. Pełno tu straganów,barów. Atrakcji różnych nie brakowało. Obowiązkowy punkt to wieża telewizyjna. W kolejce po bilet czekaliśmy 1 godz. i zaproponowano nam wejście za 2 godz. - przyjdziemy później ale godzina zmarnowana. Kręcimy się po centrum bo jes na co popatrzeć. Artystów co kawałek. Centrum tętni życiem. Znowu do hotelu, kąpiel,jedzonko,piwko,odpoczynek i wieczorem ponownie na wieżę. Kolejki już mniejsze bo ciemność nastała ale widoki nocne też wspaniałe.Jest już późno jak opuszczamy wieżę a na ulicach centrum zabawa w najlepsze. Czas zakończyć dzień.