Lot do momentu lądowania był spokojny ale ostatnie pół godziny makabra. Turbulencje. Raz do góry raz w dół /coś dla mnie/. Dzięki że w końcu wylądowaliśmy. Gdy już ochłonąłem trzeba poszukać dworca kolejowego aby tam kupić bilet T 10 i cofnąć się do wyjścia na autobus 46 do Pl.Espanya. W autobusie trochę tłoczno. Na placu przesiadamy w następny autobus i podjeżdżamy prawie pod sam hostel. Hostel jak to hostel - ciasny. Rezerwowałem pokój ze wspólną łazienką a dostaliśmy razem z pokojem. Nie reklamowałem. Dziwna sprawa w tym pokoju. Gniazdka elektryczne pod sufitem.Pierwszy raz się z czymś takim spodkałem. Dziwnie wyglądały nasze telefony wiszące pod sufitem. Czas na sen a rano w planie MONTSERRAT.
c.d.n.